bo czasem napisałoby się coś..

2006-04-03

To już..

... koniec archiwalnych notek z zaprzyjaźnionego, wspólnego bloga. Teraz będzie na bieżąco. Temat tanich hoteli pewnie się nieco wzbogaci, albowiem od maja będę jeździć do Wrocławia.
Ha! :-)

Choinka

To też stary kawałek, oczywiście z grudnia, 2005.

Dzień dobry. W ramach wprawek w pisaniu wypracowań chciałabym opowiedzieć o mojej tegorocznej choince.
Zaczęło się od tego, że 22 grudnia bąknęłam do NM w przelocie, że przydałoby się jakieś drzewko. NM przyjął prośbę do wiadomości i rankiem dnia 23 choinka wylądowała w piwnicy. Pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak było stwierdzenie NM, że zrobił nowy stojak. Oderwałam wzrok od monitora i niezbyt przytomnie spytałam „po co?”. „Bo ma wyjątkowo gruby pieniek”.Hmm..
Następnego dnia w pokoju stanał słup składający się z masy zbitych gałęzi ciasno obciągniętych siatką. NM ciachnął jeszcze czubek i prędziutko znikł za drzwiami z cichym - „ja muszę do pracy”. Zostałyśmy z choinką same.
Zbrojna w nożyczki, nóż i zęby rozszarpałam niecierpliwie siatkę. Z chwilą, gdy ostatnia jej warstwa została zdjęta choinka zrobiła „szszszuuuu..!” i rozpostarła swe gałązki.
Od morza do morza.
Od segmentu do przeciwległej ściany.
Nie zwracając uwagi na drobiazg w postaci kanapy, na której zwykłam sypiać.

Cholernie ekspansywna choinka.

Spojrzałam na nią bezradnie. Potem na kwiatki na parapecie, których szansa podlania znikła przed chwilą. Przez chwilę usiłowałam przekonać sama siebie, że wytrzymają do stycznia.
Z kwiatków przeniosłam myśl na kanapę. W sumie, jakby się uprzeć, to mogę spać wciśnęta w ścianę pod zielonym baldachimem… Najwyżej nie powieszę w tym miejscu bombek.
Potem cofnęłam się do drzwi i ogarnęłam wzrokiem całość. Nie było najlepiej - choinka stała się dominującym mieszkańcem pokoju, który przywykłam uważać za mój i tylko mój. Zaklęłam brzydko i złapałam za nożyczki.

Strzygł ktoś z Was kiedyś choinkę? Niezapomniane wrażenia ;-) Udało mi się dopasować format świerka do mojego metrażu za pomocą nożyczek i noża. Z furią w sercu i gorzkim żalem, że nie mam wieelkiego sekatora zaatakowałam zarazę z prawej strony i po kwadransie walki miałam już dostęp do parapetu. Po kolejnym kwadransie wystrzygłam sobie prawo do spania bez gałęzi na twarzy. Ostatni kwadrans poświęciłam na artystyczny szlif i wyrównałam pierwsze, rzeźnickie wyrwy.
Teraz jest piękna. Równa ze wszystkich stron, jarząca się światełkami i upchana kolorowymi świecidełkami.

My name is Edward. Nożycoręki :-)

tanie hotele

Stary kawałek, ze stycznia 2005, ale chcę go zachować.

Na czym jak na czym, ale na hotelach w cenie 70 zł/doba znam się nieźle. Hotelowa melancholia takiego pomieszkania jest niezrównana, gdy nie wyjeżdżam przez dłuższy czas czegoś mi brakuje. Np:

WAŁCZ, hotel pielęgniarek:bufet, spalony na śmierć szaszłyk plus surówka ze stuletniej kapusty plus herbata z tłustymi oczkami plus piwo (żeby zmóc tę herbatę)pokój, wąski jak trumna ale za to z telewizorem. Nigdy i nigdzie nie obejrzałabym Conana Barbarzyńcy, a tam? Proszę, obejrzałam i nawet wzruszyłam się przy kilku scenach.2-ga w nocy. Życie nocne (w hotelu mieszkają również żołnierze). „Kaaaśkaaa! Wpuść mnie, naprawdę, no mówię, WPUŚĆ MNIE!!!”.

WARSZAWA, stancja w podwarszawskiej działkowej dzielnicy:wzruszam się nawet oglądając 07 zgłoś się i (o horrendum!) Życie na gorąco. hmm..Rano, za oknem wiewórka na drzewie i biały kot gospodarzy wędrujący po trawniku. I rosa.

BEŁCHATÓW, hotel dla sportowców:sportowcem nie jestem, ale tam najtaniej, czego nie rozumiem, bo w Bełchatowie naprawdę NIE MA NIC co by usprawiedliwiało wygórowane ceny innych przybytków. W Bełchatowie jest zatrzęsienie aptek, prywatnych gabinetów lekarskich i domów pogrzebowych. Poza tym jedna sensowna pizzeria i atmosfera lekko osowiała.ale hotel OK. Za 50zł dostaje się pokój wyposażony w sprzęt z lat 70. Radio Unitra, telewizor nieco młodszy, łazienka z plastikową biało-różową matą na podłodze i wykładzina pokojowa w intensywnie czerwone róże na żółtym tle.Ma to swój urok, choć kolega o dekadę młodszy długo nie mógł się otrząsnąć. No, ale on dziwny jest, pije wyłacznie soki owocowe i czyta wyłącznie literaturę fachową. Nie zna się.

SŁUPSK, hotel PTTKPierwsza doba. Zimno. Listopad, ale w pokoju widac wyraźnie parę wydychanego powietrza. Mam za to tylko dla siebie ogromny taras z romantycznym widokiem na rzekę. Co prawda w listopadzie sceneria przypomina bardziej „Zagładę domu Usherów” albo inny horror.Kolejna doba. Pani na recepcji, w leciech ale za to ze szkarłatną szminką na ustach. „Po co ci dodatkowa kołdra? Paaani kochana!” Ale w końcu dostaję wilgotną płachtę, która dodana do już posiadanej pozwala zasnąć BEZ KURTKI ;–)W podziemiach słupskiego przybytku super-knajpka z niezrównanymi plackami po węgiersku. Po trzeciej bytności nikt o nic nie pyta. Placki lądują na stole a odliczona kwota w kieszeni. Ci sami co zwykle menele piją piwo przy bufecie. Witają się grzecznym „dzień dobry”.

KONIN, były hotel robotniczy. Ostatni raz byłam w październiku, ale wystarczy, że wymieniłam nazwisko i „dawno pani u nas nie było”. I mam swój apartament, jedyny, gdzie wyłapałam bezprzewodowy internet. Plus nieśmiertelną wykładzinę w wielkie kwiaty, radio większe niż chlebak i łazienkę z wanną NA NÓŻKACH, serio ;-) Za oknami na ulicy wyje straż pożarna na przemian z pogotowiem, bo to przelotówka. A ja włączę laptop i wsunę którąś z płyt z Przystankiem Alaska. Nieważne którą. I tak będzie dobrze.

Kocham hotele, razem z mydełkami a’la kosteczki trotylu, razem z wykładzinami, anonimowością, smętkiem i pustką. Z obrazkami - Wyspiański „portret dziewczynki”, okręt na morzu, okolicznościowy widoczek, drzewo we mgle; z łózkiem prostym, pogiętym w paragraf, przypadkowym tapczanem z odzysku; z tym poczuciem, że choć tylu ludzi tu mieszkało, to nadal jest to miejsce przechodnie. Jak przystanek autobusowy, dworzec lub kobieta lekkich obyczajów.
A w środku pasażer, czyli ja.

Tak, przeważnie jest ciemno i pada deszcz. Brak tylko skrzypiącej windy i Rutgera Hauera z gołębiem przy nagiej piersi.
I jutro nach Konin. Może tym razem? ;–)

2006-04-01

Dziś...

.. nie wiem, jak będzie wyglądał mój blog. Czy będzie pełen intymnych wynurzeń (brr!) czy pamiętnik w stylu byłam-zrobiłam, czy może raczej zgodnie z tytułem - mniej lub bardziej regularnie będę tu realizować moje pisarskie zachcianki. Na razie blog ma charakter ściśle tajny bo ekstrawertyczką tylko bywam, po kilku piwach w lirycznym błogostanie ;-)