bo czasem napisałoby się coś..

2006-05-17

seria z Sherlockiem

połówka maja wybiła i przebrzmiała. dawno nic nie napisałam. pomyślałam, że cóż szkodzi, że teraz o Holmesie ;-) otóż oglądam kolejne filmy okiem najzupełniej świeżym. poza filmikami z netu nie mam kontaktu z którąś tam muzą, wcale. i zamyśliłam się wczoraj nad odcinkiem, gdzie na pierwszym planie, prócz bujnej osobowości Sherlocka oczywiście ("świeże powietrze mnie zabija"), pojawia się para młodych ludzi. on 21, ona 19. on ma wąsiki i czarną kamizelkę i chadza na polowania z dwururką. ona w typie Audrey Hepburn, w białej niepokalanej sukni, przemyka rączo po trawnikach między ostrzyżonymi w szpic krzewami wykwitnej posiadłości. oczywiście się kochają, ale ja nie o tym. mianowicie niesamowicie mi się podoba tamta epoka przedstawiona okiem reżysera, który także był nią zauroczony, inaczej nie nakręciłby takiej serii. kiedyś film kostiumowy kojarzył mi się z potwornym zakalcem, a gdy dodatkowo był musicalem to już całkowite horrendum. w Holmsach dobieram to jakoś inaczej, bez oporów włączam się w przedstawiany świat i szkoda mi tylko trochę, że to se ne vrati ;-) I do tego fantastyczne smaczki, takie jak uwaga Holmesa rzucona znad pierwszej strony gazety: "na xxxstreet był dziś straszny wypadek, zderzyły się dwie dorożki, dwóch ludzi rannych, konia trzeba było dobić"